Pewnie nie zawsze z tego zdajecie sobie sprawę, ale czas to nie zawsze dla prawników pieniądz, ten obliczalny – tak jak godziny pracy w ciągu dnia, dni w miesiącu. Bywa tak, że pracujemy 18 godzin dziennie, w sobotę czy też niedzielę, w dni wolne i święta. W zależności, nie tylko od naszych chęci, ale także zależnie od tego jakie problemy mają i kiedy nasi klienci.

Z reguły możemy sobie pozwolić na kalkulację czy danym tematem zająć się, czy też nie. Czy przyjąć konkretne zlecenie, czy może lepiej udać się na wcześniej zaplanowany urlop. Podejmujemy się zdrowo-rozsądkowej kalkulacji, choć nie zawsze decyzja jest rozsądna. Okoliczności sprawy, podjętego zlecenia pokazują, iż nie warto było. Nie dla tego czasu, który musimy poświęcić się Klientowi. Na szczęście, jesteśmy w stanie dokonywać owej kalkulacji „z głową”, i jeśli nam się to nie uda, to możemy mieć do siebie pretensje.

Do kogo jednak mamy mieć pretensje, kiedy z uwagi na opóźnienia w prowadzeniu rozpraw, niezaplanowane przerwy i nierzadko „alarmy bombowe” (na szczęście w największej części przypadków fałszywe) postępowanie albo trwa zbyt długo albo w ogóle o czasie się nie rozpoczyna. Co wtedy ze spotkaniami, zaplanowanymi wizytami u klienta, który przecież czekał i miał równie ważną sprawę, jak ta, w której reprezentowaliśmy innego klienta? Zaplanowanie czasu pracy adwokata bywa trudniejsze niż Wam się wydaje. Nasza praca to swoisty wyścig z czasem. Jeśli wszędzie zdążymy, klient jest zadowolony – wyścig można traktować jako wygrany. Bywa jednak tak, że rozprawa, zaplanowana na godzinę 9.00 w Sądzie rozpoczyna się z godzinnym opóźnieniem, a na kolejną już nie jesteśmy w stanie zdążyć. Bywa tak, że jedziemy na rozprawę do Sądu w Gdańsku, a tam otrzymujemy informację, iż sprawa spadła z wokandy (w naszym adwokackim żargonie). Nikt nie zwróci nam tego czasu, spędzonego, w samochodzie, pociągu i samolocie. W tym czasie moglibyśmy być przecież zupełnie w innym miejscu.

Pozostaje oczekiwać, iż nie Sądy i Prokuratura będą wykazywać się wyrozumiałością z uwagi na różne nieprzewidziane kolizje czynności procesowych. Szkoda tylko, że nadal w praktyce spotykamy się z sytuacjami, kiedy nasi przeciwnicy procesowi (prokuratorzy), lepiej w tym względzie traktowani są przez wymiar sprawiedliwości.