Któregoś dnia, chyba w zeszłym tygodniu, wertując biblioteczkę Kancelarii przykuła moją uwagę pozycja książkowa, nienależąca zresztą do mnie tylko do jednego z prawników, której okładka tytułowa została opatrzona podtytułem: „Zawód jurysty polega na rozprawiczaniu prawa”. Pozycja książkowa, o której mowa to „Prawnicze prawa Murphy’ego” autorstwa Arthura Blocha. Nie o tym jednak będzie dzisiaj.

Przeglądając przepastne sieci internetu natknąłem się także na bloga, którego autor dzieli się z czytelnikami próbą sformułowania więziennych praw Murphy’ego. Po ich lekturze pierwsza rzecz, która przyszła mi do głowy to jak prawa te, nieważne jak bardzo cyniczne i zabawne by nie były, przełożyć na rzeczywistość pracy adwokata, funkcjonującego w chaosie sal sądowych i luk prawnych wykorzystywanych w ten czy inny sposób w wymiarze sprawiedliwości.

Oto jedno z nich: „Każda wizyta adwokata, bez względu na to, jakie wieści przynosi, kosztuje. Wizyty przynoszące dobre wieści kosztują drożej”. Bez wątpienia jest w tym dość dużo prawdy. Jednak dotyczy ona głównie tej pierwszej części prawa. Dobre wieści, tak jak te złe, są „wpisane” w naszą pracę, a te pierwsze cieszą nas w sposób, który powoduje, że odzyskuje się chęć pracy i pomocy, wiarę, że nasza praca ma sens.

Dobre wieści nie kosztują jednak z samej zasady drożej. Autor bloga chyba zapomniał o tym, albo o tym nie pamięta, albo po prostu nie zna charakteru umowy adwokata z klientem, która nie jest zwykłą umową o dzieło. Działając w imieniu Klienta wykonujemy pracę zbliżoną do pracy lekarza. Jeśli udajemy się na wizytę lekarską nie oczekujemy dobrych wieści tylko, co najwyżej, dobrych rozwiązań. Nikt przecież nie żąda od lekarza zwrotu płatności za wizytę, jeśli przysłowiowa „witamina C” nie zadziała i nadal uskarżamy się na dolegliwości związane z katarem. Wracając do sedna tematu, dobry prawnik to nie ten, który dużo „kasuje” za wizytę, ale ten który przekazuje rzetelne informacje, pomaga, rozwiązuje problem, a nie tylko przekazuje wieści, których oczekuje Klient. Każdy z nas chce słyszeć pochwały i otrzymywać pozytywne informacje. Warto jednak zastanowić się nad skutkami i przydatnością tych informacji. To czy owe dobre wiadomości kosztują drożej uzależnione jest przecież zawsze od umowy zawartej na linii prawnik – klient. Dobrą wiadomością dla jednego jest wygrana sprawa apelacyjna o odszkodowanie wyliczone na setki tysięcy złotych, a dla drugiego, dla zasady, efekt w postaci pokazania drugiej stronie, iż nie miała racji, nawet jeśli wartość prowadzonego pomiędzy stronami sporu to kilkaset złotych.

Reasumując, stwierdzenie zawarte w przytoczonym „prawie” może pozostawiać w oczach odbiorcy „spaczony” obraz adwokata, przekazującego klientowi wszak różnorakie informacje. Liczę, iż w pracy adwokata „dobra wieść” jest niezależna od osoby adwokata, jego renomy, od okoliczności sprawy i od zasobności portfela klienta. To, jak on sobie liczy za konkretną usługę, nieważne czy zawierającą dobre czy złe wieści, zależy tylko i wyłącznie od adwokata. Jego sumienia. Wiedzy i świadomości norm etycznych funkcjonujących w naszym zawodzie. Z pewnością jednak dobre wieści, tylko i wyłącznie z tego powodu, iż są owymi „dobrymi” nie kosztują lub nie powinny kosztować więcej.